„Tajemnica Wawrzynów” – Agata Christie (recenzja)


Tommy i Tuppence to dość specyficzni bohaterowie w dorobku Agaty Christie. Towarzyszyli jej niemal od początku długiej kariery aż do jej końca, choć z ich udziałem ukazało się zaledwie pięć powieści. Pierwszą opowieść o ich przygodach, kiedy byli jeszcze parą bardzo młodych ludzi, Królowa Kryminału wydała w 1922 roku (Tajemniczy przeciwnik), w dwa lata po swoim literackim debiucie z Herkulesem Poirotem w roli głównej i kilka lat przed powołaniem do życia Jane Marple. Kolejne powieści z Tommy’m i Tuppence dzielą nieraz długie lata, ale można odnieść wrażenie, że pisarka chciała do nich powracać, jakby pragnęła chwili oddechu od Poirota i Marple. Christie zresztą bardzo lubiła postaci Tommy’ego i Tuppence, o czym możemy przekonać się dzięki lekturze jej Autobiografii. Tajemnica Wawrzynów jest ostatnią opowieścią o parze sympatycznych detektywów i jednocześnie ostatnią w dorobku Christie.

Tajemnica Wawrzynów ukazała się w roku 1973, kiedy Christie miała już osiemdziesiąt trzy lata. Była to też ostatnia powieść, jaką starsza dama napisała (choć nie była ostatnią wydaną). Trudno sobie wyobrazić, jak mogła się czuć osoba urodzona pod koniec XIX wieku w tętniących kolorem i nowoczesnością latach siedemdziesiątych wieku XX. Po lekturze Tajemnicy Wawrzynów możemy być bliscy pewności co do jednego – czuła nostalgię i to bardzo silną. Powieść ta jest bowiem na wskroś nostalgiczna, przepełnia ją tęsknota za dzieciństwem, przejawiająca się w zadumie bohaterów nad starymi, klasycznymi dziecięcymi książeczkami czy zabawkami z drewna, jakich w nowoczesnym świecie nikt już nie produkuje. Jest tu jednak nie tylko tęsknota za dzieciństwem, ale też za starą Anglią, z jej majestatycznymi posiadłościami wypełnionymi eleganckimi meblami i bibelotami, za tradycyjną kuchnią, nawet za… służbą (Tommy i Tuppence mają lokaja, wiernego Alberta, który ich syna tytułuje „paniczem”). Jest tu wreszcie tęsknota za historiami „w starym stylu”, tym razem bowiem wyjaśnienia całkiem współczesnej zagadki przyjdzie naszym detektywom szukać w dawno minionych czasach wojennej zawieruchy.

Tommy i Tuppence, jedyni bohaterowie Christie, którzy naprawdę się starzeją, są już niemłodzi – właśnie osiedli w starej, prowincjonalnej posiadłości o nazwie Wawrzyny, gdzie zamierzają cieszyć się emeryturą. Ich czas całkowicie pochłania remont domu i sprawy związane z przeprowadzką. A jednak i tutaj dopada ich „przeznaczenie”: kiedy Tuppence porządkuje stare dziecięce książki, natrafia przypadkiem na zaszyfrowaną wiadomość. Komuś z taką wprawą nietrudno złamać kod… A kiedy tego dokona, nasza bohaterka pozna treść wiadomości: Mary Jordan nie zmarła naturalną śmiercią.

Kim była Mary Jordan? W jaki sposób zginęła? Kto zostawił wiadomość? A przede wszystkim – czy to możliwe, by dawna wojenna historia zbierała ponure żniwo tak wiele dekad po tym, jak opadł ją kurz? Nietrudno się domyślić, że Tuppence zechce dać odpowiedzi na te pytania… i że wciągnie w to Tommy’ego. Od teraz każde z nich na swój sposób zacznie prywatne śledztwo. Okaże się też, że wcale niemało ryzykują.

Czytając późne powieści Agaty Christie, szczególnie te z ostatniej dekady jej twórczej pracy, miewam czasem mieszane uczucia i przeżywam wewnętrzne rozterki – nie inaczej było w tym wypadku. Nie ukrywam, że uważam, że jej późna twórczość jest po prostu słabsza, nierzadko przekombinowana, ale nie powinno to przecież nikogo dziwić; prędzej dziwić może, że Christie pisała niemal do samej śmierci – w tym również widać jej wielkość. Tajemnica Wawrzynów, podobnie jak inne powieści Christie z tego okresu, nie wytrzymuje porównania z arcydziełami, które tworzyła w latach trzydziestych i czterdziestych (takimi jak A.B.C., I nie było już nikogo, Karty na stół czy Dlaczego nie Evans), ale mimo to ma wiele uroku. Tommy i Tuppence są jak zawsze przesympatyczni, a cała zbudowana wokół nich otoczka przywołuje raczej klimat lat trzydziestych niż siedemdziesiątych. Dla mnie to zaleta, bo współodczuwam z nieżyjącą już autorką jej nostalgię, którą zapisała między wierszami tej powieści i sama też najchętniej wróciłabym do klimatu jej starych powieści. A jednak zagadka, choć zręcznie skonstruowana, nie jest tak misterna, jak kiedyś. Pojawia się tu też kilka naiwnych rozwiązań, wywołujących w czytelniku ssące w żołądku uczucie niedosytu. Przede wszystkim jednak powieść nie wciąga tak i nie trzyma w napięciu, jak wcześniejsze dzieła pisarki, nie pobudza tak intensywnie pracy „małych szarych komórek” u czytelnika. Kolejne kartki przekładamy raczej z sympatii dla autorki i jej stylu, niż z powodu głębokiego zainteresowania detektywistyczno-szpiegowską intrygą.

Mimo to, spędziłam na lekturze miłe chwile. Poza samą zagadką i śledztwem, mimo nieco naciąganych rozwiązań fabularnych i jednej niezbyt udanej sensacyjnej sceny, odnalazłam w tej książce klimat klasyków Christie, a także jej subtelne poczucie humoru i lekki, ale dopracowany styl, które mogłam docenić tyle razy wcześniej. Smaczkiem może być też możliwość tropienia postaci drugoplanowych, które pojawiają się również we wcześniejszych powieściach Christie. Tajemnica Wawrzynów nie byłaby z pewnością moim pierwszym wyborem; osobom, które dopiero chcą zacząć przygodę z twórczością tej znakomitej pisarki, polecałabym raczej jej książki wydane w latach dwudziestych, trzydziestych i czterdziestych (w ogóle świetnym pomysłem wydaje się czytanie ich w kolejności powstawania!), jednak uważam, że warto poznać też „starszą” Christie. Jako pisarka, wciąż ma nam coś do zaoferowania, a jako człowieka można ją dzięki temu lepiej poznać.

Tytuł: Tajemnica Wawrzynów
Autorka: Agata Christie
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Liczba stron: 284
Data wydania: 2014
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Kategoria: kryminał