„Hotel Bertram” – Agata Christie (recenzja)


Hotel Bertram to powieść sensacyjna zaprawiona szczyptą kryminału, a zarazem nostalgiczna podróż do starej Anglii, którą odbywamy dzięki dwóm niezwykłym kobietom: za sprawą Agaty Christie i u boku Jane Marple.

W latach 60. Agata Christie coraz mniej była wierna gatunkowi klasycznych powieści detektywistycznych. Dała się za to uwieść powieści sensacyjnej, szpiegowskiej i thrillerowi, które stawały się wówczas coraz bardziej popularne. Elementy tych literackich podgatunków widać wyraźnie w jej późniejszych powieściach – jedną z nich jest właśnie Hotel Bertram. Choć znów pojawia się tu ulubiona bohaterka pisarki – panna Marple – to jednak powieści daleko do klasycznego kryminału, a sama Jane jest tu zaledwie postacią drugoplanową.

Z Hotelem Bertram warto się zapoznać choćby po to, by poznać inne oblicze słynnej Królowej Kryminału. W przeciwieństwie do większości jej utworów o dość kameralnym charakterze, tutaj mamy szeroko zakrojoną, pełną rozmachu intrygę, w której w przestępczy proceder zaangażowanych jest wiele osób. Szajka znakomicie się jednak ukrywa i kamufluje, toteż dotarcie do jej członków i udowodnienie im czegokolwiek wymaga zaangażowania najtęższych śledczych umysłów, wśród których umysł panny Marple nie jest jedynym, choć okazuje się kluczowy.

Raymond, siostrzeniec panny Marple, postanawia sprawić starzejącej się ciotce oryginalny prezent – wykupuje jej kilkutygodniowy pobyt w stylowym londyńskim hotelu Bertram mogącym poszczycić się długą historią i wiernością tradycji. Przybytek ten zapewnia iście „ewardiańskie” luksusy, dzięki czemu jest miejscem spotkań wielu utytułowanych, siwych głów, których właściciele i właścicielki wywodzą się z arystokratycznych rodów, czasy swej świetności mających już jednak raczej za sobą. Zatrzymuje się tu również wielu zamożnych Amerykanów, którzy najwyraźniej pragną odwiedzić najbardziej brytyjski z londyńskich hoteli. Miejsce to mogłoby w istocie wydawać się dla panny Marple idealne do sentymentalnej podróży w przeszłość, którą zresztą stara dama odbywa, poświęcając się wspomnieniom i odwiedzając znane z młodości uliczki, restauracje i sklepy. Jednak jej niezawodna intuicja podpowiada, że coś tu jest nie tak – służba jest aż nazbyt profesjonalna, maślane bułeczki i ciasto cynamonowe – aż nazbyt tradycyjne, a goście, niczym dosłownie przeniesieni w czasie sprzed kilkudziesięciu lat – nazbyt nierealistyczni.

Wkrótce przekonujemy się, że na intuicji panny Marple wciąż można niezawodnie polegać. Początkowo to tylko drobne, pozornie ze sobą niezwiązane szczegóły, kiedy jednak w tajemniczych okolicznościach znika pewien duchowny, a później dochodzi do morderstwa, staje się jasne, że trzeba działać szybko…

W pozornie sennym hotelu Bertram i jego okolicach zaskakująco wiele się dzieje, odwiedzają go też postaci z pierwszych stron gazet i czołówek kolumn plotkarskich, choćby podróżniczka i nowoczesna „awanturniczka” Bess Sedgwick, której życie jest jedną wielką przygodą oraz młody, przystojny rajdowiec Ladislaus (Władysław) Malinowski. Ważną rolę odgrywa tu też bliski emerytury nadinspektor Scotland Yardu Fred Davy, nazywany przez kolegów Tatą, którego kreację uważam za wyjątkowo udaną (z Jane Marple stanowią znakomity duet).

Powieść ukazała się w 1965 roku. Urodzona w 1890 Christie była już wówczas leciwą damą. Dla tych, którzy czytali jej Autobiografię jest zapewne jasne, że w tym okresie tęskniła za Anglią sprzed lat, czasem swego dzieciństwa i młodości: stylowym, staroświeckim, kiedy życie biegło niespiesznie. Jednak już sama lektura Hotelu Bertram wyraźnie pozwala nam poczuć spisaną między wierszami nostalgiczną tęsknotę. Autorka przypisuje ją Jane Marple i jej pokoleniu odchodzących w zapomnienie arystokratów, jednak nietrudno zrozumieć, że sama również głęboko ją podziela. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że wszystko to już nie wróci, że przeszłość jest przeszłością, czego swoistą metaforą jest fasadowość „historycznego” klimatu opisywanego hotelu.

W warstwie fabularnej odnajdujemy – jak to u Christie – dobrze skonstruowaną intrygę i dopracowaną galerię postaci, z których wiele jest niekoniecznie takich, jakie mogłyby się wydawać. Odkrywanie kolejnych pozorów u boku Jane Marple i Taty jest przyjemnością, podobnie jak świadomość, że mimo fabularnych udziwnień, nad całością unosi się jednak duch Królowej Kryminału; łatwo rozpoznać jej lekką, ale dopracowaną frazę i znakomicie pracujący umysł. Jest jednak i coś, co można zarzucić tej historii – mianowicie spora naiwność i teatralność (wspomniane udziwnienia), w efekcie których staje się ona o wiele mniej wiarygodna niż byśmy sobie tego życzyli. Jakoś tak jest, że opowieści stricte kryminalne, które spłynęły spod pióra Christie, wydają się bardziej realistyczne (a przynajmniej są na tyle kameralne, że niektóre co bardziej wymyślne rozwiązania aż tak nie rażą) – w przeciwieństwie do jej powieści sensacyjnych. Mimo to, i choć na pewno nie jest to najlepsza z powieści Christie, Hotel Bertram zapewni rozrywkę na kilka długich wieczorów, wciągając mimo swoich niedoskonałości.

Tytuł: Hotel Bertram
Autorka: Agata Christie
Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Data premiery: marzec 2014
Liczba stron: 244
Kategoria: kryminał, sensacja